Nowa, trudna sytuacja implikuje zmiany. Zmiany rodzą potrzebę adaptacji. Adaptacja natomiast, to bardzo ważny proces w drodze do odzyskania równowagi. I choć jedni adaptują się szybciej, a inni wolniej, to w każdym z nas drzemie „tajna moc” – pewna wrodzona umiejętność, której posiadanie warto sobie uzmysłowić i którą, w tych gorszych chwilach, należy pielęgnować ze szczególnym pietyzmem. Również u najmłodszych.
„Co nas nie zabije, to nas wzmocni”
Powiadał Friedrich Nietzsche i choć brzmi to jakkolwiek dramatycznie, to chyba nie ma jednak osoby, która nie mogłaby się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Może więc warto przywołać je i teraz? W czasie tak trudnych okoliczności wokół, spowodowanych koronawirusem, wydaje się ono bowiem wielowymiarowo trafne…
Nasuwa się jednak pytanie – co takiego pozwala niektórym z nas dziarsko dźwigać się z kryzysów psychicznych, gdy tymczasem inni jeszcze długo nie mogą „podnieść się z kolan”? Jaki mechanizm o tym decyduje? Czy w nowej rzeczywistości z koronawirusem w tle zadziała tak samo? I jaki ma to wpływ na nasze dzieci?
Świat do góry nogami
Prawda jest taka, że w dobie pandemii świat stanął na głowie. Czasu na przyzwyczajenie się do tej nowej, trudnej sytuacji potrzebujemy wszyscy: zarówno mali, jak i duzi.
Dorośli – stając przed wyzwaniem łączenia w czterech ścianach pracy zawodowej z życiem prywatnym, mierząc się z lękiem przed nieznanym, z ciężarem odpowiedzialności i z niepokojem o przyszłość… Dzieci – widząc, że ich stały, dobrze znany i bezpieczny rytm życia został zachwiany. Bo choć fajnie jest mieć rodziców w domu, to zmiana dotychczasowego porządku, wywraca chwilowo również ich świat do góry nogami. Do tego te wszystkiego niezrozumiałe rozmowy dorosłych, ich dziwne poruszenie i fakt, że trzeba siedzieć w domu… Dziecku trudno jest zrozumieć, dlaczego rodzice (skoro teraz i tak całymi dniami przesiadują w domu) nie mają dla niego tyle samo czasu jak zazwyczaj w weekend, czy w wakacje i z jakiego powodu mama szybciej się denerwuje, a tata rzadziej uśmiecha…
Dawka pozytywnej energii
Dzieci także mocno odczuwają każdą zmianę. A ponieważ w swojej naturze są bezbronne, to w tym przedziwnym okresie potrzebują czasu nie tylko na to, by oswoić się z nową sytuacją, ale i na to, by stworzyć razem ze swoimi opiekunami odpowiednie rozwiązania adaptacyjne. Nie zrobią jednak tego bez psychicznego wsparcia i solidnej dawki pozytywnej energii płynącej od samych dorosłych. Rodzic „słaby” nie przekaże siły swojemu potomstwu, nie nauczy je nie załamywać się, nie odpuszczać, zawsze szukać nowych rozwiązań i wierzyć w swoje możliwości. Mimo przeciwności losu.
DASZ RADĘ!
Jak jednak pozostać „silnym dorosłym” w obliczu druzgocących życiowych tragedii i prywatnych dramatów (o które chociażby teraz, w dobie bolesnych reperkusji koronawirusa, nie trudno)?… Co robić by nie pogrążyć się w marazmie lub zgorzknieniu, nie poddać się i znaleźć jednak w obozie tych, którzy psychicznie szybko „otrzepią kolana i staną na nogi”?
Przede wszystkim – uświadomić sobie kluczową prawdę: KAŻDY człowiek z biologicznego punktu widzenia jest w stanie psychicznie przetrwać nawet najtrudniejsze sytuacje. Nasz mózg został bowiem zaprogramowany tak, by przy odpowiedniej stymulacji poradzić sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach, aby dać radę je unieść. Owa niesamowita zdolność naszego umysłu nazwana została przez psychologów rezyliencją.
Rezyliencja to proces, który polega na umiejętności zostawiania za sobą „ran emocjonalnych”, a następnie na odnajdywaniu wewnętrznej siły do tego, by na nowo spojrzeć na sytuację i… zacząć działać. To właśnie dzięki temu jesteśmy w stanie w naszym życiu stawić czoło tak wielu przeciwnościom losu, pokonać je, a na koniec wyjść z nich, może nie tyle „bez szwanku”, ile na pewno o wiele silniejszymi i mądrzejszymi niż wcześniej. W ten sposób hartujemy się psychicznie, nasza wytrzymałość i elastyczność umysłu wzrasta, a my stajemy się silniejsi.
Jak więc uruchomić „uśpioną” rezyliencję w nas samych?
Odpowiednią stymulacją mózgu w trudnych chwilach będzie na przykład zadanie sobie pytania „co pomogło” nam w sytuacjach kryzysowych, z którymi zderzyliśmy się już w przeszłości (może i teraz nam one pomogą?). Zdrowy impuls naszemu mózgowi zafunduje także samo już uświadomienie sobie jak wiele „ciężkich momentów” przeżyliśmy do tej pory, a jednak udało nam się je przetrwać. Daliśmy radę, dlaczego więc i tym razem miałoby być inaczej? Zresztą pamiętajmy też o nieugiętym prawie natury – wszystko przemija, zarówno to co dobre, jak i to co złe. Stan obecny, jaki by nie był, także przejdzie wkrótce do historii… Warto również przeanalizować z kartką w ręce, dzięki jakim wewnętrznym zasobom własnym byliśmy w stanie przeciwstawić się trudnościom, które stanęły już wcześniej na naszej drodze. Być może zaważyły tu jakieś nasze cechy charakteru, a może umiejętności lub na przykład czyjeś wsparcie?… Zastanówmy się czy przypadkiem i tym razem nie możemy zaczerpnąć z tych zasobów.
Zresztą, na pewno wielu z nas zastanawiało się przynajmniej raz w życiu: „jakim cudem w ogóle daliśmy radę przez coś przejść?” lub „ile jeszcze można znieść?”. Pytania te, zdawałoby się retoryczne, a tymczasem… krzepiących odpowiedzi poszukać warto w nas samych. I to one powinny dawać nam największą siłę. Zresztą nie tylko nam.
Pamiętajmy, że to właśnie rodzice z dobrze rozwiniętą zdolnością rezyliencji będą w stanie najbardziej rzetelnie pomóc swoim pociechom w poszukiwaniu ich własnych (lub rodzinnych) sposobów na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami, z adaptacją do zmiany. Jedynie osoby posiadające porządne zaplecze owej „sprężystości psychicznej” mogą być prawdziwymi przewodnikami, podporami, a przede wszystkim wzorem do naśladowania dla swoich pociech. Je same zresztą także warto uczyć od najmłodszych lat docierania „do” i korzystania „z” tego „tajnego źródła mocy” tak, by w dorosłym życiu potrafiły zmierzyć się nawet z największymi trudnościami.
Tak jak my teraz w dobie koronawirusa, gdy okazuje się, że do „przetrwania” niezbędna jest nie tylko duża odporność fizyczna, ale i psychiczna…
Przeczytaj także Czego lepiej NIE mówić swojemu dziecku.